piątek, 2 października 2015

[7] And I've lost who I am, and I can't understand.

Frances POV


Siedziałam skulona na łóżku i kiwałam się w przód i w tył. Wszystko czego się dotknęłam niszczyłam. Nawet moja znajomość z James'em. Było źle. Dobrze wiedziałam, że zasługiwał na kogoś lepszego niż ja, ale w jakiś sposób chciałam na niego zasłużyć. Tylko nie umiałam. A myśl, że właśnie kilka dni temu wszystko się posypało, wcale nie polepszała tego wszystkiego. Poczułam jak moje policzki stają się powoli mokre. Zaraz, co? Przetarłam po nich dłonią i spojrzałam na palce. Ja nigdy nie płakałam. A przynajmniej od kilku lat. Tak bardzo bałam się go stracić. Czułam jakby przez to, że nie odzywał się do mnie od trzech dni, wyrwał mi cząstkę siebie. Nie mogłam. Nie poradzę sobie. To wszystko było bez sensu. Nie chciałam układać sobie wszystkiego od nowa. Nie bez niego.  Zacisnęłam swoje palce na włosach i pociągnęłam się za nie boleśnie. Nie chciałam nigdy nic czuć. Nie chciałam być do nikogo przywiązana. Od kogoś zależna. Nie chciałam, żeby mi zależało. A zaczęło. Zacisnęłam powieki, a kolejna dawka łez spłynęła na moje ubranie. Wiedziałaś, że Cię zostawi. Nie zasługujesz na niego. Jesteś zwykłą dziwką. Na chuj mu miłość kogoś takiego? 
- Chodź tutaj... - poczułam jak silne dłonie przenoszą mnie na kolana Wilde'a. Nawet nie zwróciłam uwagi, że wszedł do pokoju, nie rejestrowałam niczego. Dopiero czując ciepło od niego bijące, załkałam ponownie, zdając sobie sprawę, że nigdy nie będę wystarczająco dobra. - Shhh, królewno. Nie płacz. Serce mi się łamię jak patrzę na Ciebie. - Widzisz? Po prostu żal mu Ciebie. Bierzesz go na litość, sprytnie szmato. Zacisnęłam dłoń na jego koszulce trzymając się jej kurczowo. Nie chciałam żeby gdziekolwiek szedł, chciałam w niego wsiąknąć i zostać tam na zawsze. Czuć jego ciepło, słuchać jego ciepłych słów, potrzebowałam jego silnych ramion wokół mnie.
- Nie zostawiaj...mnie. - ledwo przeszło mi to wszystko przez gardło, jednak dłoń chłopaka, która pocierała moje ramię w jakiś magiczny sposób mnie uspokajała. Miał na mnie niesamowity wpływ. Nigdy nie byłam święta, ale przez niego czułam, że chce w życiu czegoś więcej. Chce być dla kogoś ważna. Dla niego.
- Frances...Ja powiem swoje, ale Cię nie zostawię. Kocham Cię. - powiedział i zaraz poczułam jego ciepłe wargi na czubku mojego czoła. Uwielbiałam, gdy mówił mi te dwa słowa. To jaki stał się opiekuńczy po tym, gdy pierwszy raz wyznał mi miłość. Pokazywał mi na każdym kroku, że jestem dla niego ważna. Że naprawdę mu na mnie zależy. Że chce czegoś więcej. Uniosłam na niego oczy i przełknęłam głośno ślinę. Był taki idealny. Mocno zarysowana linia szczęki, blond włosy, które były zawsze w nieładzie, niebieskie oczy, w których tańczyła iskierka szczęścia, gdy się uśmiechał.
- Ja Ciebie też. - szepnęłam, tak, że sama siebie ledwo usłyszałam. Ale nie James. On słyszał mnie bardzo wyraźnie, bo jego tęczówki wpatrywały się we mnie intensywnie. Byłam przerażona tym wszystkim, ale wiedziałam, że to co powiedziałam było prawdą. Kochałam go. Nawet jeśli broniłam się przed tym nogami i rękoma, to nie dałam rady z tym uczuciem.
- Wiem. - uśmiechnął się szeroko cmokając mnie w czubek nosa, a ja...zgłupiałam. Popatrzyłam na niego jak na idiotę i uniosłam jedną brew. Dopiero chyba teraz ogarnęłam, że, gdy wylądowałam w jego ramionach jakimś dziwnym trafem przestałam płakać. - Wiedziałem już wcześniej. Tylko czekałem, aż sama sobie to uświadomisz...Widać to w Twoich pięknych oczach, wiesz? - uśmiechnęłam się lekko, za chwile czując jego wargi opadające na moje. Delikatnie je muskał, jakby bał się, że zaraz go odepchnę. Nic z tych rzeczy. Czułam w każdym jego ruchu uwielbienie, miłość, wszystkie piękne uczucia, którymi mi darzył. I które ja odwzajemniałam. Oparł swoje czoło o moje i przeniósł wzrok na moje oczy. - Powiesz mi to jeszcze raz?
- Nie bądź zachłanny Wilde. - zaśmiałam się krótko, a on tylko uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że nie rzucałabym tych słów na wiatr. Nie byłam z takich. Jednak jeśli chodzi o uczucia, nigdy nie kłamałam. Żadnemu z moich poprzednich facetów nie powiedziałam, że ich kocham. Tylko jemu. - Kocham Cię. - szepnęłam nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Ja Ciebie bardziej. - odpowiedział szeptem, a ja czułam jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim ciele.


[...]


- Pójdziesz ze mną na tą wielką galę za dwa tygodnie? - leżałam na klatce piersiowej blondyna, próbując unormować oddech po wysiłku, jakim jest seks. Jednak teraz było inaczej. Nie było ostro. Nie było szybko. Każdym ruchem pokazywaliśmy sobie miłość. Na nowo badaliśmy swoje ciała i nie zależało nam tylko na zaspokojeniu swoich potrzeb.
- Chcesz, żeby Twoje fanki mnie zjadły żywcem? - zaśmiałam się "rysując" palcem na jego piersi  jakie zawinięte linie. Czułam jak jego serce szybko bije, jak jego klatka piersiowa coraz wolniej unosi się i opada.
- Nie zjedzą. Nie pozwolę na to. - zawtórował mi śmiechem i cmoknął moje czoło. Teraz wszystko wydawało się takie proste, a tak naprawdę byłam przerażona. Chciałam być z James'em, ale wiedziałam, że to będzie trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Co innego było, gdy ukrywaliśmy swój "związek", a co innego, gdy on chciał pokazywać się ze mną publicznie. Nie wiem czy wytrzymałam to psychicznie. W końcu sama widziałam jak Jenny nieźle obrywała od dziewczyn w komentarzach.
- Ale się jednak boję. - westchnęłam, a blondyn zmarszczył brwi jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Może i rzeczywiście o czymś myślał, nie wiem.
- Nie bój się Frances. Kocham Cię, a wszyscy inni po prostu powinni się z tym pogodzić. Nam też należy się trochę szczęścia. - Jestem szczęśliwa James, naprawdę nic więcej nie jest mi potrzeba. 





Adam POV



- Cześć kochanie. - szepnąłem siadając po raz kolejny w ciągu tego tygodnia na krześle obok łóżka Melanie. Ile to już minęło? Prawie miesiąc. I nic. Lekarz powiedział, że nic się nie zmienia, jednak jej mózg nadal żyje. Przynajmniej tyle, szkoda tylko, że nadal jest podłączona do tych wszystkich aparatur. Nawet nie mam jak jej pocałować, bo jest zaintubowana. - Nie wiem czy ty tak miałaś, ale Maddie jest dla mnie nieznośna. Nie dosyć, że nie umiem zmieniać pieluch, to jeszcze przebiera tak nogami, jakby chciała mi to tylko utrudnić. Złośliwy z niej skrzat. - zaśmiałem się głaszcząc ją po dłoni za chwilę składając na niej delikatne muśnięcie. - Pewnie ty masz w tym lepszą wprawę, ale ja też się nauczę. Ty mi pokażesz.
Takie rozmowy naprawdę mi pomagały. Mimo, że nie odpowiadała mi, to chciałem głęboko wierzyć, że mnie słyszy i w duchu śmieje się z moich ojcowskich niepowodzeń. Przynajmniej nie uciekałem od tego. A mogłem. Miałem wybór. W końcu nasza kariera została jak na razie zawieszona. Chłopaki nie mają do mnie żalu, natomiast menadżer - owszem. Gówno mnie to obchodziło i tak miał dalej płacone.
- Kocham Cię, wiesz? Tak cholernie mocno. - szepnąłem, czując jak palce Melanie ściskają ledwo wyczuwalnie moją dłoń. Nie zwróciłem na to szczególnej uwagi, bo przez to wszystko popadłem w jakąś paranoję. Wydawało mi się, że ruszyła nogą, zgięła nadgarstek czy też ścisnęła moją dłoń. Ale tym razem było inaczej...Jej oczy otworzyły się, a za chwile zaniosła się kaszlem. Chciałem się uszczypnąć, sprawdzić czy na pewno mi się to nie śni, jednak zostałem wyprowadzony z sali przez pielęgniarkę.



[...]


- Mel... - podszedłem na miękkich nogach do miejsca w którym zawsze siedziałem. Nie mogłem w to nadal uwierzyć. Ona wróciła. Naprawdę wróciła. Mam nadzieję, że zaraz się nie obudzę i to nie jest sen.
- Cześć. - szepnęła, a jej głos był nienaturalnie zachrypnięty. Ale po raz pierwszy od tak długiego czasu widziałem na jej ustach lekki uśmiech i zobaczyłem jej piękne oczy. Nic więcej do szczęścia nie potrzebowałem. - Też Cię kocham. - za każdym razem, gdy powiedziała słowo kaszlnęła, ale żadne z nas jakoś szczególnie na to nie zwróciło uwagi. Miałem ochotę płakać ze szczęścia i dziękować Bogu za to, że mi ją zwrócił.
- Nie rób mi więcej takich numerów. - mimo wszystko nie mogłem powstrzymać łez. Popłakałem się. Tak po prostu zacząłem ryczeć jak małe dziecko. Jakby po prostu wszystko ze mnie zeszło, a ja pękłem jak balonik i spuszczało się ze mnie powietrze. Popatrzyłem na nią, gdy bezgłośnie ruszyła ustami jakby chciała powiedzieć "chodź do mnie" i wyciągnęła ręce nadal leżąc. Przybliżyłem się kładąc głowę na jej boku. Płakałem, a ona po prostu mnie głaskała po głowie jak małe dziecko.
- Przepraszam. Przepraszam, że byłem takim dupkiem. - uniosłem lekko głowę, by widzieć ją odrobinę lepiej, a ona tylko uśmiechnęła się lekko. Moja Mel. Kochana jak zawsze.



Kilka dni później


Trzymałem Melanie w pasie pomagając jej dotrzeć do łóżka. Widziałem, że się męczy. Szczególnie na rehabilitacjach, które kosztowały ją sporo siły. Czasem miała łzy w oczach, czasem patrzyła na mnie błagalnie, ale wiedziała, że jeśli chce wrócić do zdrowia, to musi przez to przebrnąć. Posadziłem ją na łóżku pomagając jej położyć się wygodnie, a sam zająłem swoje stałe miejsce.
- Lepiej się dzisiaj czujesz? - uśmiechnąłem się lekko w jej stronę, a ona tylko westchnęła i pokiwała głową. Coś ją gnębiło. Widziałem to. - Co się dzieje?
Przeczesała swoje włosy palcami i spuściła ze mnie wzrok. Tym tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak. Przeniosłem się siadając na jej łóżko w międzyczasie ujmując jej dłoń, by musnąć ją ustami. Jej biedne pokute dłonie.
- Jak to teraz będzie Adam? - westchnęła ciężko i przez chwilę spojrzała na mnie by za chwilę z powrotem przenieść wzrok na swoje dłonie. Dla mnie to było oczywiste, ale...No właśnie, sam nie wiedziałem czy ona też tego chce.
- Chciałbym...Żeby było dobrze. Kocham Cię i jeśli...jeśli tylko mi wybaczysz chciałbym to naprawić. To jak się zachowywałem. Chcę mieć Ciebie i Maddie przy sobie...Jeśli tylko mi pozwolisz... - nie dokończyłem, bo poczułem usta brunetki na swoich wargach. W końcu. Po takim czasie nasze usta się złączyły i całowałem je. Czułem ich smak i ciepło, za którym tak tęskniłem. Nie chciałem tego kończyć. Chciałem zostać w tej pozycji na zawsze, wcisnąć pauzę i zatrzymać ten moment i odtwarzać go w nieskończoność.
- Dobrze wiesz, że to nie jest takie proste. Nie umiem o tym wszystkim zapomnieć... - szepnęła w moje usta nabierając głośno powietrza. Czułem jak się drżę, a moje serce bije boleśnie o klatkę piersiową. W końcu znalazłem swoje miejsce na ziemi. Jakby po prostu przez ostatnie kilka miesięcy zgubił drogę do domu, jednak ponownie do niego trafiłem. - Ale chce żebyś był przy Maddie. Ona Cię potrzebuje. - i w tym momencie moje serce rozbiło się ponownie na milion kawałeczków.



KTO SHIPUJE ZE MNĄ JAMESA I FRANCES? <3


Liczę naprawdę na wasze komentarze. Chciałabym znać waszą opinię, a naprawdę ciepłe słowo motywuje. Póki co staram się pisać nieco na wyrost, ale mam nadzieję, że jesteście z tego rozdziału zadowoleni. No i...do następnego!